Zastanawiałem się długo, o czym napisać kolejny felieton.  Temat pojawił sie sam, niejako przy okazji moich aktywności związanych ze wsparciem szkół w pracy zdalnej. Przy użyciu jakiego oprogramowania należy wykonać zlecone przez nauczyciela zadania? Banalne pytanie, prawda? Odpowiedź jest jeszcze prostsza, wpędzi nas jednak w technologiczne opary absurdu. Przykład: jeśli do tej pory szkoła – dodajmy jeszcze, że to zamożna szkoła – używała pakietu Adeobe do nauki podstaw grafiki… nauczyciel zna tylko ten program… dzieci powinny… Nie idźmy dalej tą drogą.

Narzędzia informatyczne mają jedną zaletę, zwykle są dość elastyczne jeśli chodzi o formaty przekazywanych informacji. Na rynku jest również konkurencja. Dzięki niej mamy wybór. Wizytówkę możemy zrobić w megapotężnym, kosztującym krocie Adobe Ilustratorze albo w darmowym Inkscape. Użycie tych programów nie ma sensu, jeśli chodzi tylko o wizytówkę – nieskomplikowany graficznie kartonik, zawierający logo, moje dane i adres. Są generatory online. Za darmo, łatwo i szybko można stworzyć piękny bilet wizytowy, zapisać do formatu PDF i wysłać do drukarni. I tak jest niemal w każdym przypadku. Pakiet biurowy od Microsoftu ma swoje bezpłatne odpowiednik znany jako Libre Office. Piękne i czytelne grafiki biznesowe można zrobić w serwisie Canva, Snappa (sam korzystam) i w kilku  innych. Nawet narzędzia do zaawansowanego raportowania mają swoją darmową formę. Przykładem może tu być Power Bi od MS, co jest ciekawym wyjątkiem w ofercie korporacji. Nawet Apple oferuje darmowy soft do robienia rzeczy twórczych. W czym więc problem? W XIX-wiecznym podejściu do edukacji. Odtwórczym, nastawionym na podstawowe umiejętności a także na przyzwyczajeniach edukatorów. Uczeń po zawodówce powinien znać obsługę różnych maszyn. Bez znaczenia jest to, co można dzięki tym maszynom zrobić. Prawdziwie lepsza szkoła sprzeda trochę wirtuozerii. Inne zostaną przy urządzeniach i ich funkcjonowaniu. Można uczyć dzieci Excela. Można też pokazywać jak rozwiązywać problemy za pomocą tej aplikacji. Znam jedną nauczycielkę z Łodzi, która daje uczniom konkretne problemy do rozwiązania za pomocą Pythona. Dodam, nauczycielke podstawówki. Nie da się? Trzeba chcieć. Zlecając dzieciakom coś do wykonania, warto czekać na rezultat bez wskazywania konkretnego narzędzia, za pomocą którego można je wykonać. Można zrobić demo, pokazać różne i zachęcić dzieciaki do dzielenia się swoją wiedzą i pomysłami na realizację. Narzucanie określonego sposobu działania nie powinno mieć miejsca zwłaszcza teraz, kiedy uczniowie pracują na swoim sprzęcie. Różnym sprzęcie. Lepszym lub gorszym, jakimś. Wymogi odnośnie oprogramowania mogą spowodować lawinowy wzrost piractwa. Żeby zaliczyć, trzeba kombinować. Wie o tym, każda jednostka ludzka urodzona w Polsce. Jeśli jeszcze nie wie, to musi się szybko dokształcić. Inaczej nie przetrwa.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *