Kiedyś byłem strasznie nakręcony na politykę. Oj strasznie. Nawet dogmatycznie. Każdy z nas zazwyczaj miał taki okres w życiu. Teraz już tylko namiętnie interesuję się tematem i jak każdy, mam jakieś swoje zdanie na temat bieżących wydarzeń i całego procesu politycznego państwa. Powinienem w zasadzie napisać – To nie moja sprawa! – i jak carski chłop, przejść obojętnie obok każdego napotkanego, cudzego nieszczęścia. Jednak nie mogę. Nie potrafię. Wypowiedź wielce szanownego Pana Premiera przelała czarę absurdu (bo goryczy to już dawno). „100 megabitów w szkole, na stulecie Niepodległości!”. Hasło trąci myszką i kojarzy mi się z klasyczną gomułkowską propagandą. Coś trzeba było dać na slajd. Coś trzeba było rzucić w eter. Ale czemu tak mało? Czemu nie gigabit? Czemu jedno łącze a nie dwa i to najlepiej synchroniczne? Kraj nie zbiednieje Panie Premierze. Jedzie Pan do studia TVP i podbije stawkę. Warto.

Od kilku miesięcy znowu jeżdżę po krajowych szkołach w ramach unijnej dodatkowej edukacji. Nastąpiło to po kilkuletniej przerwie. Zastanawiałem się czy miała w nich miejsce „dobra zmiana”. Nie ta PIS-owska, ale prawdziwa. Wszak strumień euro płynął do szkół nieprzerwanie od kilku lat. Niestety zmieniło się niewiele. Sprzętu jest więcej, ale ten się starzeje i zaraz trzeba będzie go wymienić. Ludzie zostali Ci sami. W zasadzie – bo wyjątki oczywiście są – z tymi samymi kompetencjami, wiedzą i świadomością tego, że ich praca jest coraz mniej warta i zupełnie niedoceniana. Pensja nauczyciela dyplomowanego niebawem pokryje się z pensją kasjera z dyskontu. W odmętach wszechobecnej frustracji pogrążyły się nawet te szkoły, które uważałem za fajne i innowacyjne. A wszystko dobija Aleja Szucha. My tu w Polsce dywagujemy sobie o drugo albo trzeciorzędnych problemach edukacji historyczno-ideologicznej, tymczasem świat idzie do przodu. Mózgi dzieciaków siedzą na okrągło w smartfonach. Potęga w nich się kryjąca to wiedza na każdy temat, ad hoc. Instant knowledge. Już! Od razu dostępna. Nikt z tego nie korzysta. Innowacji nie zbuduje tresura, zakazy czy rojenia polityków. Lepsza edukacja seksualne jest w smartfonie. Dokładna wiedza o każdej religii czy ideologii też. Tego, co dzieciaki tam robią nie da się skontrolować. Ograniczyć. Można jednak stworzyć fundamenty i ramy, jakie każdemu pozwolą w przyszłości twórczo wykorzystać ten potencjał, aby zainicjować pokoleniową zmianę. Tymczasem, co robi rząd? Chwali się, że dostarczy do szkół 100 Mbitowe łącze. I to za darmo. Super. Wielu, zwłaszcza wiejskich szkół  nie byłoby na to stać. Rzecz w tym, że czasami będzie to niewykonalne bo i tak lokalny operator nie zapewnia więcej niż 10 Mbit i to mimo użycia wiązek światłowodowych. Mało tego, aby było zabawniej… już teraz szkoły posiadają zwykle maksimum tego, co oferuje lokalny rynek w segmencie usług domowych. Profesjonalne, a. więc i drogie rozwiązania, są  poza ich finansowym zasięgiem. Doprowadzenie kabla to na pewno dobry krok. Szanse na „prawdziwą dobrą zmianę”, tak w skali kraju? Marne. Dlaczego? Moim zdaniem powody są trzy. 

Po pierwsze obiekty szkolne nie mają dobrze wymyślonej infrastruktury IT. Nie jest to oczywiście regułą. Spotkałem się jednak z przypadkami, w których dostawca sprzętu wcisnął szkole jako serwer zwykłego laptopa z Win 10.  Było tak dlatego, że zamawiający mieli niewielką wiedzę na temat urządzeń, jakie chcieli mieć. Fundusze europejskie umożliwiały modernizację na wielką skalę, wykonanie było bardzo różne. Często bez wyobraźni i wizji przyszłości. Jest to więc problem związany z dystrybucją dobrych praktyk w zakresie projektowania i realizowania rozwiązań szkieletowych dla instytucji edukacyjnych. Współcześnie, szkielet taki powinien zawierać możliwość nadawania sygnału WIFI również dla uczniów, co przy aktualnej żarłoczności sieciowej smartfonów może się skończyć funkcjonalną katastrofą. 100-megabitowe łącze absolutnie nie zaspokoi potrzeb setek dzieciaków w jednej szkole, nawet mimo ograniczeń. Dzisiaj rządzą urządzenia przenośne. Dzięki 500+ ma je niemal każdy uczeń. Łączność via Internet to zasada jego życia. Element krwiobiegu. Zabrać dziecku smartfon, to jakby odrąbać rękę siekierą. Walka z nimi nie ma sensu. Trzeba wykorzystać ten potencjał na każdej lekcji. Bez rozwiązań sieciowych klasy Enterprise w instytucjach  edukacyjnych, nie ma co obiecywać szybkiego Internetu. Za takie podejście do sprawy Pana Premiera wyśmieje każdy 9-latek, który miał już pierwszą komunię.

Drugi problem dotyczy personelu, który zarządza lokalną infrastrukturą IT. Zwykle odpowiada za to nauczyciel informatyki. Czasami – dodatkowa osoba, jeśli są środki na jej zatrudnienie. W dużych miastach coraz trudniej znaleźć takich ludzi. Szkoła płaci mało, wręcz dramatycznie mało. W „korpo” dobry admin dostanie wielokrotność tego, co zaoferuje mu szkoła. Trudności z personelem więc narastają. W ogóle nie dziwi mnie to, że nauczyciele technologii informatycznych nie gonią za nowinkami i ich wdrażaniem. Nie mają czasu. Jeśli jednocześnie zajmują się prowadzeniem zajęć i bieżącym utrzymaniem, za które nie dostają ekstra kasy, to nie ma się co dziwić, że rewolucja chmurowa omija polskie szkoły szerokim łukiem.  Chmury, tej na poważnie, jaką oferuje np. Microsoft – i to za darmo – trzeba się najpierw nauczyć. Na to trzeba mieć czas i szybki Internet. Jak ją już poznamy, dopiero można sobie wymyśleć, jak z niej korzystać. Ten ostatni etap wymaga jednak pewnego komfortu psychicznego, o który w zawodzie nauczyciela jest dziś niezwykle trudno. Jak MEN wyśle gotowy pomysł (takim były niegdyś tzw. Pracownie menowskie oparte o Windows Server 2003 SBS), to wszyscy go wdrożą. Za ewentualną porażkę odpowiedzialny będzie przecież sam minister. 

Po trzecie polskiej szkole brakuje jasnej wizji tego, jak ma wyglądać cyfrowa przyszłość. Digital transformation. Komputeryzacja nam się udała. Wszędzie są komputery. Prawie wszędzie są dzienniki elektroniczne. Tablice interaktywne. Widziałem nawet takie szkoły, gdzie w jednej sali były nawet dwie takie tablice. Wykluczenie cyfrowe nie polega dziś na tym, że nie ma sprzętu. Wykluczeni to ci, którzy nie potrafią wykorzystać dostępnej technologii do zmiany własnego życia, w tym lepszej edukacji. -Panie Premierze, w szkołach sprzęt jest! Mamy czasami więcej sprzętu, niż w przeciętnej niemieckiej szkole. Nie musicie kupować kolejnych projektorów. Dajcie forsę samorządom na konserwację tego, co już jest i pokombinujcie, jak spowodować, aby cały ten supersprzęt działał jako jedno, spójne środowisko edukacyjne. Niemcy mają mniej bajerów w szkole a ich edukacja jest przecież znacznie lepsza. Efektywniej współgra z potrzebami gospodarki i rzeczywistymi, intelektualnymi potrzebami państwa. Zamiast zajmować się tym, czy uczyć o Wałęsie czy nie, zajęlibyście się tym jak – CYFROWO – przekazywać uczniom sposoby wykorzystania pompowanej w nich wiedzy. Inaczej będzie to przypominało lanie paliwa do pojazdu bez silnika. Zadbajcie przy okazji, aby personel edukacyjny – od Bałtyku po Tatry był zadowolony z pracy i właściwie edukowany. On nie zastrajkuje na wielką skalę. Nie zagrozi waszemu poparciu. On „po cichu” pójdzie do Lidla na kasę, gdzie otrzyma za pracę lepsze wynagrodzenie i godziwe warunki. A jak pójdzie, to już nie wróci.

PS. Tekst powstał na długo przed epidemią. Nasza własna głupota doprowadziła w konsekwencji do tego, że nauczanie zdalne działa… na papierze, w państwowej telewizji i w szkołach z megaogarniętymi nauczycielami. Reszta funkcjonuje jak potrafi. Nikt im nie pomógł. Zostali sami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *